wstępna konsultacja

Ministerstwo Sprawiedliwości pracuje nad uregulowaniem działalności windykacyjnej. Projekt ustawy nie jest jeszcze znany, ale z wywiadów prasowych z urzędnikami ministerstwa pojawiły się pewne ogólne wskazania, jakie zapisy mają się znaleźć w ustawie.

Forma prawna działalności windykacyjnej


Według założeń działalność windykacyjną będzie można prowadzić tylko w formie spółki akcyjnej, z kapitałem nie mniejszym niż 20 mln zł. Wymóg ten wydaje się być całkowicie chybiony i nazbyt surowy. Obecnie działalność windykacyjną można bowiem prowadzić w dowolnej formie, np. jako jednoosobowej działalności gospodarczej, natomiast spółki kapitałowe muszą spełniać tylko ogólne wymogi z Kodeksu spółek handlowych, gdzie kapitał zakładowy dla sp. z o.o. wynosi 5.000 zł, dla komandytowo-akcyjnej 50.000 zł, a dla akcyjnej 100.000 zł. Wyższe wymogi stosowane są tylko wobec banków, gdzie jest to 5 mln euro dla banku i 1 mln euro dla banku spółdzielczego. Dla firm windykacyjnych byłaby więc to kwota ok. 4 mln euro, czyli 4 razy więcej niż dla banku spółdzielczego i tylko nieco mnie niż dla innego banku, a przecież firma windykacyjna nie zajmuje się gromadzeniem depozytów klientów. Po pierwsze spowoduje to zamknięcie rynku dla wielu działających już na nim podmiotów. Po drugie istnieje ryzyko, że rynek zostanie zmonopolizowany przez kilku dużych graczy. Zmiany prawne w branży windykacyjnej mogą spowodować, że firmy windykacyjne przeniosą się ze swoją działalnością za granicę, aby obejść te regulacje.

Licencje dla windykatorów, wymóg zatrudnienia na etacie


To kolejny zły pomysł. W dobie gospodarki rynkowej wszelkiego rodzaju licencje należy stosować tylko w niezbędnym zakresie (np. branża zbrojeniowa, bankowość, działalność maklerska), gdyż ogranicza to konkurencję, a przez to podnosi ceny usług. Kilka lat temu np. wycofano licencje dla pośredników obrotu nieruchomościami oraz obowiązkowe ubezpieczenia od tej działalności, w imię „demokratyzacji” rynku, a przecież od ich działania może zależeć czy nie padniemy ofiarami oszustwa przy nabyciu nieruchomości, gdzie często inwestujemy duże pieniądze lub zaciągamy kredyty na wiele lat. Tymczasem wychodzi na to, że licencję będzie musiała posiadać osoba, która tylko dzwoni do dłużnika powiadomić go o zadłużeniu lub proponująca mu zawarcie ugody.

Obowiązek zatrudniania windykatorów na etacie także nie idzie z duchem czasu, gdzie częstym zjawiskiem jest outsourcing usług. Podwyższy to tylko koszty windykacji po stronie firm, ale zapłacą za to dłużnicy, którzy dostaną propozycje ugód na gorszych warunkach finansowych.

Nękanie dłużnika, naruszanie jego miru domowego


Nękanie jest przestępstwem uregulowanym w art. 190a kodeksu karnego, które już dzisiaj podlega karze. Przepis ten penalizuje także sytuację, gdy w wyniku nękania osoba taka targnie się na swoje życie. Dlatego wskazywanie tego rodzaju zachowań windykatorów jako potrzeba nowej regulacji, która de facto pokrywałaby się z już istniejącą, jest chybione. Dłużnik może w każdej chwili złożyć na policji zawiadomienie o tego rodzaju praktykach. W tym zakresie powinno się raczej pracować nad zmianą mentalności organów ścigania, które nie wszczynają postępowań karnych w tego rodzaju przypadkach. Obecna technologia także pomaga w uniknięciu części takich zdarzeń. Z poziomu telefonu można blokować numery telefonów od windykacji w zakresie połączeń głosowych i sms, a w programach pocztowych wiadomości e-mail. Część osób pewnie wskaże, że numery te są często różne, ale jednak ich pula też nie jest nieograniczona.

To samo tyczy się wtargnięcia do domu dłużnika. Zachowanie to reguluje art. 193 kk. Dłużnik w ogóle nie musi takich osób wpuszczać do domu. Owszem czasami robi to pod wpływem namowy czy presji psychicznej, ale tutaj przydałaby się edukacja czy kampania informacyjna. W razie wtargnięcia siłowego należy wzywać na pomoc sąsiadów i policję. Windykatorzy szybko się wycofają w takich sytuacjach.

Jeśli działania windykatorów naruszałyby czyjeś dobra osobiste, np. poprzez rozklejanie informacji o zadłużeniu na drzwiach mieszkania, klatce schodowej, itp. to zawsze można złożyć do sądu powództwo o naruszenie tych dóbr, a co najmniej polecałbym zawiadomienie Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, że doszło do ujawnienia danych osobowych dłużnika. Działanie takie jest bezprawne i podlega sankcjom karnym oraz wysokim karom finansowym.

Karane ma także być podszywanie się pod komornika. Tylko, że komornik przy wykonywaniu swoich funkcji traktowany jest jak funkcjonariusz publicznym i takie zachowanie jest już karane w art. 227 kk. Doszłoby więc do wprowadzenia regulacji lex specialis w stosunku do jednego rodzaju funkcjonariuszy publicznych, jakimi są komornicy.

To samo tyczy się wymuszania zwrotu długu lub działań „czyszczycieli” kamienic. Te zachowania także są karalne, na podstawie art. 191 kk.

Jaki jest więc sens wprowadzania podobnych regulacji do innej ustawy?

Informowanie o przedawnieniu roszczenia, przerwanie przedawnienia


Jednym z pomysłów jest obowiązek informowania dłużnika o przedawnieniu roszczenia, a to wszystko pod rygorem odpowiedzialności karnej. Tylko, że przedawnienie nie jest tak oczywistym zdarzeniem jak na pierwszy rzut oka może się wydawać. Często profesjonalni pełnomocnicy i sądy mają z tym problem, a zarzut ten jest przedmiotem dogłębnego badania w postępowaniu sądowym. Tymczasem ustawodawca grozi windykatorowi karą więzienia, za to, że ten wprowadził dłużnika w błąd w tym zakresie. Dlaczego też strona przeciwna miałaby wskazywać dłużnikowi jakie zarzuty mu przysługują. To tak, jakbyśmy kazali pełnomocnikowi powoda powiedzieć pozwanemu w procesie, co może zrobić w sprawie, żeby sąd oddalił powództwo. To zaprzeczenie istoty działania pełnomocnika, a takim bywa też windykator, jeśli nie nabył wierzytelności, który ma działać na korzyść strony. Dłużnik zawsze może zasięgnąć porady prawnej i ustalić jakie są jego prawa i jakie zarzuty może podnieść.

Przerwanie przedawnienia ma być natomiast skuteczne tylko jeśli dłużnik złoży takie oświadczenie w formie dokumentowej lub pisemnej. W dużej części przypadków będzie to więc forma „wyższa” niż samo zawarcie umowy, która jest źródłem zobowiązania. Nie zgadzam się także z zarzutem nieuczciwych praktyk, polegających na nakłanianiu dłużnika do zawarcia ugody na korzystnych warunkach spłaty, co prowadzi do odnowienia (nowacji) zobowiązania. Samo wskazanie „korzystnych” warunków przeczy tezie o nieuczciwej praktyce. Natomiast dłużnik nie musi niczego podpisywać i może przedtem zasięgnąć porady prawnej co do skutków i warunków zawarcia ugody.

Wewnętrzne postępowanie mediacyjne


Samo prowadzenie windykacji już jest swego rodzaju próbą polubownego załatwienia sprawy. Skierowanie pozwu do sądu lub komornika (gdy wierzyciel posiada już tytuł wykonawczy) stanowi przecież przymusowe dochodzenie należności, co zazwyczaj wiąże się z wyższymi kosztami dla dłużnika. Brak szczegółów w tym zakresie, ale kto miałby ponosić koszty tego postępowania? Wydaje się, że chyba firma windykacyjna, bo dłużnik albo nie posiada pieniędzy, albo nie będzie zainteresowany ponoszeniem dodatkowych kosztów.

Prowadzenie akt postępowania windykacyjnego


Z jednej strony ustawodawca wskazuje, że windykator to nie komornik, a z drugiej każe mu protokołować czynności windykacyjne i prowadzić akta tego postępowania. Obecnie akta takie w jakimś zakresie są prowadzone, choćby co do wysyłanych pism. Jeśli miałoby do tego dojść nagrywanie rozmów i czynności „terenowych” (jak obecnie przez komorników), tylko zwiększy to koszty działalności oraz może stwarzać dla dłużników ryzyko ujawnienia ich danych osobowych oraz informacji wrażliwych (gdyby takie dłużnik takie wyjawił w rozmowie, np. choroby, sprawy rodzinne, itp.). Nie widać głębszego sensu tej regulacji, a ostatecznie i tak windykator umieści w takich aktach to, co będzie uważał za słuszne.

Zawieszenie czynności windykacyjnych na czas rozpatrzenia reklamacji


Pomysł z możliwością złożenia reklamacji, a po wyczerpaniu jej trybu, do złożenia sprzeciwu do organu nadzoru, jest co najmniej dziwny i mocno nieprzemyślany, a w efekcie uderzy on w obie strony. Jednym ze skutków miałoby być przerwanie windykacji do czasu jej rozpoznania. Skoro jednak ustawa nakazywałaby wtrzymanie tych czynności, to jednym z jej skutków powinno być także zawieszenie biegu terminu przedawnienia. W efekcie może ono nastąpić znacznie później. Biorąc pod uwagę, że w Polsce mamy prawie 3 mln dłużników, można się tylko domyślać, ile czasu takie postępowania by trwały. Istotne jest także kto opłaci koszty postępowania reklamacyjnego. Na pewno też trzeba będzie zatrudnić dziesiątki, jak nie setki nowych urzędników, którzy będą prowadzić te postępowania, zapewnić im biura, komputery oprogramowanie. To są grube miliony, a wszystko w imię ulżenia dłużnikom. Mielibyśmy jakąś quasi sądową procedurę, która nie miałaby w efekcie żadnego znaczenia dla istnienia lub nie zobowiązania. Przy dodatkowej możliwości finansowego karania windykatorów przez KNF za „systemowe nieprawidłowości” prowadzonej windykacji, ukarany niewątpliwie będzie mógł się odwołać od takiej kary do sądu, co skutecznie zapcha je kolejnymi sprawami.

Podwyższenie kwot, od jakich można zgłosić dług do Biura Informacji Gospodarczej


Obecnie do BIG można zgłosić konsumentów, których dług wynosi min. 200 zł, a przedsiębiorców od 500 zł. Ustawodawca proponuje podwyższyć te progi odpowiednio do 500 i 1000 zł. Dodatkowo w przypadku konsumentów zgłoszenie nie będzie mogło dotyczyć długów starszych niż 3 lata. Takie zapisy spowodują, że zmniejszy się presja na część dłużników i to w sytuacji, gdy zgłoszenie do BIG jest ściśle uregulowaną i mało inwazyjną metodą odzyskiwania należności. Zmniejszy też ilość wpisów dotyczących także nieprzedawnionych długów, rozszerzając krąg dłużników, którzy poczują się zwolnieni z odpowiedzialności za nie. Już kiedyś zastosowano taki manewr w stosunku do elektronicznego postępowania upominawczego, wypychając z e-sądu często drobne sprawy, gdzie zobowiązanie było starsze niż 3 lata. Podwyższyło to tylko koszty odzyskiwania należności (wyższe wpisy sądowe), które ostatecznie i tak są przerzucane na dłużnika, oraz dostarczyło pracy innym sądom, bo sprawy te nie zniknęły z rynku. Zapewne znaczne koszty tej zmiany poniósł także Skarb Państwa, gdyż w innych trybach wymagane jest prowadzenie akt sądowych w wersji papierowej, wysyłanie korespondencji tradycyjną pocztą oraz czasami prowadzenie rozpraw z udziałem stron.

Ograniczenie czynności windykacyjnych


Jedynym pozytywnym zapisem, jaki odnajduję w tej ustawie jest ograniczenie działań windykacyjnych w dniach wolnych od pracy i o określonych godzinach oraz ilości przesyłanych do dłużnika wiadomości, chociaż dyskusyjne jest czy 3 na tydzień to odpowiednia liczba. Istotne będą natomiast szczegóły, bo co w sytuacji, gdy wierzyciel zatrudni kilka firm windykacyjnych. Czy każdej z nich będzie przysługiwał odrębny limit, a jeśli nie to jak to kontrolować? Zapewne kolejnym pomysłem będzie karanie wierzyciela, za przekroczenie tej wielkości.

Pełnomocnicy profesjonalni


W przekazie medialnym brak jakichkolwiek informacji, czy wymogi ustawy będą stosowane także do pełnomocników profesjonalnych, czyli radców prawnych i adwokatów. Naszą działalność, do której należy także windykacja należności, regulują już odrębne przepisy. W przypadku adwokatów i radców prawnych istnieje także zakaz prowadzenia działalności w formie spółek kapitałowych. Czy w związku z tym nie będziemy mogli wykonywać czynności windykacyjnych, jak choćby wzywanie dłużników do zapłaty?

Pomysły na dłużników


Już od wielu lat rządzący próbują polepszyć dobrostan dłużników, zapominając, że to oni są winni pieniądze, które kiedyś pożyczyli od instytucji finansowych lub osób prywatnych, albo nie oddają cudzych rzeczy lub zajmują nie swoje mieszkania. Owszem, zdarzają się przypadki, gdy ktoś popada w zadłużenie z przyczyn losowych i niezależnych od niego (choroba, utrata pracy), ale w znacznej części wypadków spowodowane jest to także celowym lub lekkomyślnym zadłużaniem się. Stworzenie Biur Informacji Gospodarczych i procedury elektronicznego postępowania upominawczego miało utrudnić takim osobom funkcjonowanie na rynku i ułatwić dochodzenie należności. Tego rodzaju regulację idą w przeciwnym kierunku.

Kupienie długu przez firmę windykacyjną oznacza, że pierwotnemu wierzycielowi nie udało się go odzyskać i w ten sposób chce zminimalizować swoje straty, nie ponosząc dodatkowo kosztów windykacji, która niesie ze sobą dalsze obciążenia finansowe. Wśród dłużników wzrasta poczucie bezkarności, co jest demoralizujące. Nikt też chyba nie bierze pod uwagę, że niespłacone długi to realne straty dla Skarbu Państwa. Wierzyciel wpisuje swoje straty w koszty, obniżając wysokość podatków. Zawarcie ugody to spłata długu, gdzie wierzyciel płaci podatek od zysku, a dłużnik od umorzonej części zobowiązania. Zmniejsza się także ilość spraw sądowych, co wymaga znacznych nakładów, które nie są pokrywane przez wpisy sądowe, wynoszące od 30 do 1000 zł w drobnych sprawach.

Tymczasem projektuje się rozwiązania, które mają zwiększać koszty po stronie państwa oraz mogą doprowadzić do zapchania sądów kolejnymi setkami tysięcy spraw, a wszystko to w imię tego, żeby poprawić dobrostan dłużników, od których ktoś chce tylko odzyskać swoje pieniądze lub własność. Obok przepisów dotyczących eksmisji, w tym zakazujących jej w dobie pandemii Covid-19, gdzie na właścicieli mieszkań przerzucono utrzymywanie dłużników, którzy często nie płacą nawet za zużyte media i mieszkają całkowicie za darmo przez kilka lat, szykuje się kolejna ustawa, która tylko zachęci do zadłużania się i niespłacania swoich zobowiązań. Tego rodzaju przepisy dewaluują art. 5 kodeksu cywilnego, który odnosi się do nadużycia prawa ze względu na naruszanie zasad współżycia społecznego. Pretekstem do tego jest jak zwykle kilka głośnych medialnie spraw, gdzie z wyjątków robi się regułę. Państwo działa więc akcyjnie, a nie systemowo, a bieżące bolączki ma załatwić szybkie wprowadzenie wątpliwych moralnie przepisów.

Link Skopiowany!

Powiązne publikacje

zobacz wszystkie publikacje
umowa
wstępna konsultacja